literature

Akademia - Rozdzial I

Deviation Actions

EvilEggy's avatar
By
Published:
247 Views

Literature Text

Rostav nie wyglądał na zadowolonego. Jedwab, którym wyściełano krzesło zdawał się kłuć go w tyłek. Bogaty wystrój przytłaczał, białe ściany oślepiały. Wszystko wokół zdawało się nim gardzić, nawet zwykła służka, która przyprowadziła go do gabinetu, czuła się o klasę lepsza i nie omieszkała kilka razy tego pokazać. Nie było się czemu dziwić – zmierzwione wiatrem włosy nadały mu wygląd parobka, który właśnie zakończył pracę. Ubrany był w starą koszulę i za szerokie spodnie po ojcu, które musiał przewiązać kawałkiem liny, by nie zsunęły mu się z siedzenia; ów ubiór w niczym nie przypominał ani modnych strojów, zalewających obecnie ulice, ani eleganckich w swej skromności szat  magów. Choć przed przyjściem szorował się dokładnie w rzece, w obliczu nienaturalnej wręcz czystości i bieli korytarzy Akademii miał wrażenie, że idąc zostawia za sobą ścieżkę brudu, bał się też czegokolwiek dotknąć, by zaraz jakaś stara sprzątaczka nie zdzieliła go szmatą po głowie. Czuł się jak świnia, którą zaprzęgnięto do karocy. Niewłaściwy człowiek w niewłaściwym miejscu.
Przeklął w myślach – przekląłby pewnie na głos, gdyby nie bał się echa swojego własnego, prostackiego głosu w tym pomieszczeniu. Ot, i cali magowie. Uczeni, filozofowie, ludzie utalentowani, stojący ponad doczesność, gardzący dobrami materialnymi, stawiający samokształcenie na piedestale. W murach Akademii na jaw wychodziło jedno; każdy znamienity czarodziej jest przede wszystkim tylko człowiekiem.
Do tego często nieprzeciętnie majętnym.
Usłyszał kroki i po chwili drzwi za jego plecami otworzyły się. Poderwał się na równe nogi, gwałtownie obracając w stronę drzwi – krzesło z hukiem przewróciło się na marmurową posadzkę.
Rostav zbladł.
- Spokojnie, dziecko. Nic się nie stało. – odezwał się ciepło mag. Wyminął zakłopotanego chłopca i obszedł dookoła biurko, by zasiąść na swoim krześle. 
Rostav szybko podniósł nieszczęsny mebel i usiadł, dla odmiany teraz płonąc ze wstydu. Wstydził się patrzeć wprost na maga, człowieka na pewno znanego, szanowanego i potężnego. Tym bardziej wstydził się doń odezwać. Z drugiej strony nie chciał być postrzegany jako nieśmiały tchórz, który najpierw śmie zakłócać spokój czarodziejowi, a potem ogląda swoje buty, a wielka kula w gardle uniemożliwia mu wypowiedzenie choćby słowa.
Odchrząknął. Kula ani drgnęła.
- Nazywasz się...? – zagaił mag, nadal łagodnym głosem, próbując jakoś zachęcić chłopca do mówienia.
- Rostav. – przedstawił się chłopiec.
Nie zabrzmiało tak źle. Nieśmiało spojrzał na maga. Ten wyglądał na podejrzanie młodego (nie wiedzieć czemu chłopiec żył w przekonaniu, że wszyscy magowie są sędziwi i brodaci). Siedzący przed nim mężczyzna nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat, choć był już całkiem łysy, może na wskutek panującej wśród magów mody. Miał wielkie oczy o intensywnie niebieskim kolorze, przypominające morze w pogodny dzień. Jego twarz rozświetlał delikatny uśmiech. To nieco ośmieliło chłopca.
- Nazywam się Rostav i chcę się uczyć na maga. – tym razem odezwał się o wiele pewniej, aż wystraszył się, czy przypadkiem mag nie uzna tego za obrazę.
- Na maga, powiadasz? – profesor przyjrzał się chłopcu badawczo. – Uważasz zatem, że bogowie dali ci talent? Potrafisz to udowodnić?
Chłopiec przełknął ślinę. Gdy w domu prezentował sztuczki, jakich sam się nauczył, a rodzina biła mu brawa, rósł w dumę. Podobało mu się zainteresowanie ze strony kolegów i za każdym razem, gdy przyzywał magię miał wrażenie, że posiadł wielką moc. W obliczu maga te uczucia znikły, a wszystko to, czym imponował rówieśnikom i rodzeństwu wydało się błahe. Przez głowę przemknęła mu straszna myśl, że profesor go wyśmieje, a wraz z tym straci twarz na zawsze.
- No, śmiało. – zachęcił tymczasem czarodziej. Nadal uśmiechał się, ale przebierając palcami złożonych w daszek dłoni zdradzał zniecierpliwienie. – Pokaż, co potrafisz.
Rostav spróbował się skupić. Nie było już odwrotu, przybył tu, zajął cenny czas profesora, który na pewno miał o wiele ciekawsze rzeczy do roboty, musiał zatem doprowadzić rzecz do końca.
Z kieszeni spodni wyciągnął kamyk. Zwykły kamyk, wielkości niemowlęcej piąstki, szary, o nierównej, chropowatej powierzchni, o którą łatwo było się skaleczyć. Położył kamień na biurku przed magiem i, skupiając się ze wszystkich sił, zaczął mamrotać słowa. Te same przychodziły mu do głowy, nie miał zielonego pojęcia, jakie było ich znaczenie – płynęły nie wiadomo skąd i wszystko, co o nich wiedział, to że dawały mu możliwość przemieniania rzeczy. W skupieniu zaczął wykonywać drobne gesty dłońmi, zupełnie tego nieświadom. Minęło kilka chwil i Rostav zląkł się, że czar, który ćwiczył od tygodni nie wyszedł, a mag wścieknie się, że bezpłonnie zmarnował czas. Wtedy kamień zaczął się zmieniać – nadal był twardym kawałkiem skały, ale w jakiś dziwny sposób stał się na tyle plastyczny, by zmienić swoją formę, jak gruda gliny w dłoniach rzeźbiarza. Powierzchnia wygładziła się, kanty zaokrągliły. Ostatecznie bezkształtny wcześniej kamień stał się niemal idealną kulą, która leniwie stoczyła się z biurka i narobiła sporo hałasu, upadając na podłogę.
Mag pokiwał głową z uznaniem.
- Mówisz, że jak się zwiesz? Rostav? No, no, no... – chłopiec zrozumiał, że owe „no, no, no" było najlepszym komplementem, jaki mógł sobie wymarzyć. – Chłopcze, obawiam się, że posiadasz nieprzeciętny talent. Wygląda na to, że będziemy musieli posłać kogoś do twoich rodziców z wiadomością, że zostałeś przyjęty, bo tobie nie pozwolę opuścić murów Akademii, dopóki nie nauczę cię w pełni wykorzystywać twojego potencjału.
Chłopiec znów zapłonął rumieńcem aż po uszy, tym razem jednak odważył się wyprostować i uśmiechnąć.
- To znaczy, że się nadaję?
- Oczywiście. Zaraz ktoś zaprowadzi cię do twojego nowego pokoju. Nie martw się o swoje rzeczy, te najpotrzebniejsze ktoś dostarczy ci z domu. Dostaniesz tydzień na oswojenie się z nowym miejscem, potem zaczniesz naukę.
Gdy za Rostavem zamknęły się drzwi i prowadzony był przez służącą (która nadal traktowała go protekcjonalnie, ale jakoś przestał się tym przejmować) wąskimi, jasnymi korytarzami, nadal nie mógł uwierzyć, że udało mu się. Promieniał niemniej niż słońce za oknami. Marmurowa posadzka nagle przestała być tak odpychająco zimna, zbytek bogactwa w wystroju przestał kłuć w oczy.
Służąca wyprowadziła go na tyły budynku. Drzwi otwierały się na zalany słońcem wewnętrzny dziedziniec otoczony arkadami, pełen kwiatów, ścieżek i ławek. W samym centrum znajdowała się fontanna – woda wytryskała z niej pionowym słupem i opadała zasłoną kropelek, w których migotała tęcza. Gdyby Rostav nie był tak podekscytowany faktem, że kariera czarodzieja stoi przed nim otworem, a jeden z profesorów jest pod wielkim wrażeniem jego talentu, pewnie zwróciłby większą uwagę na to przesadnie bajkowe otoczenie, ale myślami odleciał tak daleko, że nie spostrzegłby smoka, gdyby ten dmuchnął mu ogniem prosto w twarz.
O tej porze dnia dziedziniec był pusty, nie licząc ogrodnika, leniwie przycinającego krzaki. Były godziny wykładów, życiem tętniły tylko sale wykładowe, przez które ciągle przewijali się studenci. Reszta kompleksu była cicha i pusta. Służąca poprowadziła świeżego ucznia cieniem tuż przy murze, obchodząc cały dziedziniec dookoła, słusznie uznając, że gdyby przemknęli na wskroś, dostrzegli by ich studenci – z okien większości sal rozpościerał się widok na ogród. Zainteresowanie nowym uczniem na pewno zmąciłoby spokój lekcji, za co niechybnie dostałaby burę, pewnie od każdego z profesorów osobno.
Gdy wreszcie znalazł się w jednym z wielu pokoi przeznaczonych adeptom magii, wyciągnął się zadowolony na łóżku. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Ściany, prycza, regał z pustymi półkami, wszystko to wydawało się takie nierealne, jak ze snu – modlił się w duchu, by cały ten dzień w istocie nie okazał się tylko snem. Długo wzbraniał się przed zaśnięciem, bojąc się, że gdy rano otworzy oczy, będzie znów leżał w swoim łóżku, a z przeciwnego kąta dochodzić będzie miarowe chrapanie starszego brata. Zmęczenie wzięło nad nim górę dopiero późną nocą.
WARNING - POLISH!

Liga Nieśmiertelnych, Część I - Akademia, Rozdział I - Nowy


Nie wiem, co za cholerstwo podkusiło mnie, żeby to dodać, ale skoro już się dodało to niech będzie. Nad historią pracuję dość długo i kilka czapterów się pojawiło, więc można powoli wrzucać. Pierwszy rozdział mało wyjaśnia, rozkręci się z czasem.
Kocham ten świat, mimo, że nadal nie jest skończony.

Literówek pewnie od groma, błędów stylistycznych, srakich i owakich pewnie jeszcze więcej, dlatego każde wytknięcie bardzo mile widziane.

Kolejne rozdziały
Rozdział II - Zygfryd [link]

© 2011 - 2024 EvilEggy
Comments5
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
AnnAquamarine's avatar
Coś tam jest ;) Kilka przecinków i jedno dziwne zdanie ;d Kiedyś ci napiszę ^^